Harry zdobył jako takie zaufanie Tiffany i postanowił zaprosić ją na święta do swojej rodziny. Był 22 grudnia, więc mieli wystarczająco dużo czasu na lot do Holmes Chapel. Loczek ubrał się ciepło, kupił ulubione cukierki blondynki i jej córeczki, dwie kawy i wesoło podśpiewując poszedł pod dobrze znany adres. Była 10 rano. Dziewczyna robiła w kuchni śniadanie słuchając porannych wiadomości. Nie zwracała uwagi na kolejne, jakże ważne, wystąpienie królowej i komentarzy na temat jej nowego stroju, ponieważ jej myśli zaprzątał właśnie Harry. Potrząsnęła głową chcąc w ten sposób wyrzucić go z głowy. Z tych rozmyślań wyrwał ją dzwonek do drzwi, więc w spodniach od piżamy, które były w renifery i za dużej koszulce z logo drużyny piłkarskiej otworzyła drzwi.
-DZIEEEŃ DOOOBRY ŚLICZNA! Jak się dzisiaj masz?
-Bardzo dobrze-zaśmiała się lekko-wejdź, bo zimna napuszczasz.
-Ach...już, już...-strzepnął śnieg z loczków i wszedł do środka. Tiffany potarła ramiona i zaczekała aż Harry zdejmie płaszcz i buty, a kiedy się rozebrał to poszli do kuchni.
-Mówiłaś, że ekspres do kawy nie działa, więc odwiedziłem Starbucks. I mam też kremówki.
-Pychotka. Ale schowaj na razie, bo mała nie jadła śniadania.
-Okeeej-brunet włożył paczkę do szafki i w końcu przytulił ją na powitanie na co Tiff go uścisnęła i posłała uśmiech.
-Sprawdź w salonie co Lea robi, a ja przygotuje śniadanie.
-Lecę. LEEEAAA! Kochanie, proszę się przywitać!-zakasał rękawy swetra i wyszedł z kuchni.
Dziewczynka zeszła z kanapy w uroczym różowym szlafroku i podbiegła do niego z rozłożonymi rączkami. Wprost go uwielbiała. Oczywiście z wzajemnością. Styles podrzucił ją lekko w górę i przytulił mocno.
-Dzień dobry ptysiu.
-Dzień dobly.
-Co porabiasz?
-Oglądam baje-uśmiechnęła się słodko.
-Baję...okej...ale teraz trzeba zjeść śniadanko.
-A cio?
-Cóż...tego jeszcze nie wiem. Ale twoja mama zrobi coś pysznego.
-No dobse.
-Powiedz mi jeszcze...co robicie w święta?
-Mama nic nie mówiła-wzruszyła ramionkami-a ty?
-Zabieram Was do mnie. O ile mamusia się zgodzi.
-Ale Święty Mikołaj zawse przychodzi tutaj...
-Oj słoneczko, znajdzie Cię wszędzie. Jesteś najgrzeczniejszą dziewczynką na świecie.
-Tak?
-Tak. I elfy Cię obserwują. Zobaczą, gdzie jesteś i powiedzą Mikołajowi, gdzie ma lecieć.
-To mogę z Tobą spędzić święta-uśmiechnęła się.
Hazz cicho się roześmiał i poczochrał jej włoski.
-Trzeba namówić mamę...
-Namówimy.
-Idziemy. Musisz się najeść, Twój brzuszek się odzywa.
-Tak troskę-z dziecięcym śmiechem pogładziła się po brzuchu.
-Troszkę? Tu trzęsienie ziemi przeszło, skarbie.
Oboje weszli ze śmiechem do kuchni, gdzie był ładnie nakryty stół. Dwa duże talerze i jeden mniejszy różowy z księżniczkami. Przy nim również plastikowy widelczyk i wyższe krzesło. Przy dwóch nakryciach kawa, przy trzecim stała butelka z dzióbkiem. Dla Harrego i dla siebie dziewczyna przygotowała pomarańczowe tosty francuskie, a dla Lei tost z masłem orzechowym. Na środku stołu stały owoce i czerwony kwiat gwiazdy betlejemskiej. Na ten widok Loczek zagwizdał z aprobatą.
-Chcesz może ze mną zamieszkać?
-Nie, dzięki-zaśmiała się.
-Och...znowu mnie odrzucasz. Słyszysz ten huk? Nie, nie przejmuj się, to tylko moje serce-pociągnął nosem i zaczął rozpaczać w szyję Lei.
-Nie żartuj sobie tylko siadajcie do stołu.
-Skubana, sądziłem, że to łyknie...
-Lea, ponoć byłaś strasznie głodna-Tiff spojrzała na nią wymownie, a Hazz cmoknął dziewczynkę w policzek i usadził na krzesełku i sam usiadł na miejsce przy swojej kawie.
-Smacznego-Tiffany usiadła obok niego i wzięła do rąk sztućce.
-Więc...
-Tak?
-Pomyślałem, że mogłoby się wam nudzić w święta, gdy mnie będzie...
-Ty i ta Twoja samoocena-prychnęła ze śmiechem.
-4 lata na scenie, kochanie. Więc...co byś powiedziała na to,bym zabrał was ze sobą?
-Nie Harry-odpowiedziała od razu-to jest czas rodzinny, ty jesteś zapracowany i powinieneś spędzić ten czas z rodziną.
-Więc tak, samolot mamy jutro o 4 po południu, więc powinnyście się już zacząć pakować. Powrót na sylwestra, bo mamy występ.
-Nie.
-FiFi...
-Powiedziałam, że nie. Bardzo dziękuję za zaproszenie, ale nie.
-Mam błagać na kolanach? Wiedz, że to zrobię.
-Po prostu...nie. Nie będziemy Wam przeszkadzać.
-A skąd taki pomysł? Mama się cieszy, że w końcu poznałem kogoś normalnego.
Tiffany miękła-To czas rodzinny...
-Traktuję was jak rodzinę.
-Eh...no dobra.
____________________________
Witamy z nowym rozdziałem :)
Następny dodamy jak tylko znajdziemy czas, jest zakończenie semestru, zapieprz przed feriami także ten :)
Miłego czytania.
Genialny jak zawsze. ♥ Nie mogę doczekać się kolejnego. Xx
OdpowiedzUsuńnapewno dasz radę ... ciekawę jak spędzą święta :) wesołego jajka (ach ten mó ogar :P)
OdpowiedzUsuńooooooooooooooooo słodziutki .
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny rzodział
Suuuuuuuper <3 ale czekam na Zayna <3
OdpowiedzUsuńPo za tym rozumiem cie. Sama poprawiam wszystko co sie da :)
//lady.cuks :*
jej, pierwsza... cudne *-* Hazza jest taki opiekunczy *-*. czekam na nexta. <3<3<3<3<3
OdpowiedzUsuńKocham to twoooje urocze opowiadanko ! :* Kocham to że to nie jest kolejna ckliwa chistoryjka że wszystko jest wiecznie happy endem tu pokazujesz jak jest w rzeczywistości <3<3<3 Nie wiem jak to opisać wciągneło mnie to bezgranicznie hi hi ( Pst ;) Nie moge sie doczekać nastepnego mam nadzieje że go nie zawiesicie :c ) :* Za ła mała bym sie ..
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny <3 świetne!
OdpowiedzUsuńjuż czekam na kolejny. < 3
OdpowiedzUsuń